Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /usr/home/YAGE/domains/tomaszkwiecinski.pl/public_html/wp-includes/pomo/plural-forms.php on line 210 Czy oddychanie holotropowe to coś więcej niż zwykła hiperwentylacja? |

Czy oddychanie holotropowe to coś więcej niż zwykła hiperwentylacja?


Z uwagi na dość małą popularność oddychania holotropowego w Polsce – w przeciwieństwie do wielu innych krajów – ogromna większość ludzi nie ma pojęcia, na czym ta metoda tak naprawdę polega. Pojawiający się czasem zarzut, sprowadzający ją do zwykłej hiperwentylacji, został stworzony przez osoby, które najczęściej nie miały autentycznego doświadczenia z tą pracą, czytając o niej w internecie bądź oglądając amatorskie filmy na youtubie (wśród których rekordzista nauczał oddychania holotropowego, sprowadzając je do dwuminutowego dyszenia na fotelu!). Niektórzy z kolei mogli być na warsztatach reklamowanych jako ta metoda, prowadzonych jednak przez facylitatorów, którzy albo nigdy nie byli nawet na żadnym zjeździe Grof Transpersonal Training, albo poszli własną drogą, dodając do pracy Grofa własne pomysły, lub redukując oryginalne.

Po pierwsze, prawdziwa hiperwentylacja (czyli intensywny oddech w tempie około 3 razy na sekundę) nie tylko nie jest koniecznym elementem holotropowej pracy, ale jest nawet generalnie odradzana w oficjalnym nauczaniu GTT. Przy tak szybkim oddechu bowiem ludzie zbyt często wkładają nadludzki wysiłek w skupienie na utrzymaniu tempa, zapominając o podążaniu za procesem i skupianiu się na wewnętrznym doświadczeniu. Zamiast większej świadomości może pojawić się więc jeszcze większy automatyzm. Tak szybkie oddychanie charakterystyczne jest raczej dla pierwszych eksperymentów Grofa i tych, którzy zatrzymali się na tym etapie (choć gwoli ścisłości, warto dodać, że podczas totalnego podążania za sygnałami z ciała, niejeden uczestnik na jakiś czas przyspiesza w ten sposób oddech).

W prawdziwym oddychaniu holotropowym zachęca się do oddechu, który jest trochę szybszy i trochę głębszy niż normalnie. Taki oddech bardzo rzadko wywołuje mocne objawy hiperwentylacji, lecz raczej pogłębiony kontakt z emocjami, również tymi tłumionymi. W przypadku tłumienia i powstrzymywania emocji, następuje najczęściej również wstrzymanie oddechu, natomiast jego pogłębienie wywołuje efekt odwrotny. Dodatkowo, zwiększony nieco dopływ tlenu w połączeniu z zawiązanymi oczami powoduje lekko zmieniony stan świadomości, podobny do hipnotycznego transu. W żadnym wypadku nie można wyjaśnić tym jednak ogromu różnorodnych doświadczeń, jakie są udziałem uczestników procesów holotropowych na całym świecie. W żadnym wypadku nie można też wyjaśnić, czemu uczestnicy wchodzą w głębokie procesy nie zwiększając wcale tempa oddechu, podczas gdy są w roli sittera (a więc siedzą z otwartymi oczami i opiekują się osobami w parze), kilka godzin lub dni po zaprzestaniu szybkiego oddychania, a niektórzy nawet zanim sesja się zacznie.

Sekret oddychania holotropowego nie polega bowiem na tajemnym sposobie oddychania, lecz na specyficznym połączeniu wielu różnych elementów, które tworzą zgrabną, postmodernistyczną całość. Warto pamiętać, że cała ta praktyka tworzona była metodą prób i błędów przez klasycznie wykształconych psychiatrów i terapeutów, którzy dodatkowo byli dość mocno zainteresowani i zaangażowani w tradycyjne, szamańskie metody pracy. Praktyka ta więc, jakkolwiek dość specyficzna i oryginalna, składa się ze sprawdzonych elementów znanych już od dawna, czasem nieco pogłębionych i wzmocnionych. Rozpatrywać to połączenie można na dwóch płaszczyznach: terapeutycznej i duchowej. Zajmę się na początku pierwszą z nich.

Na poziomie terapeutycznym praca holotropowa przypomina nieco terapię schematów w wersji doświadczeniowej, z elementami gestaltowsko-psychodramatycznymi. Teoretyczne przygotowanie, czyli informacje o systemach COEX i zachęta do obserwacji wszystkich elementów procesu – relacji z sitterem, projekcji na facylitatorów, reakcji na procesy innych uczestników oraz na wszelkie sytuacje nieprzewidziane – i patrzenia na nie pod kątem własnych, powtarzających się w życiu wzorców, bardzo przypominają podejście z terapii schematów (choć rzadko kiedy wszystkie COEXy są aż tak szczegółówo omówione jak tam).

Innym aspektem jest zupełna niedyrektywność prowadzenia procesu przez facylitatorów i zachęta, by podążać za każdym impulsem bez logicznych rozważań czy rad innych ludzi. Dodając do tego stworzenie warunków do amplifikacji wszystkich odczuć (pogłębiony oddech, głośna i specjalnie dobrana muzyka, zawiązane oczy), wielokrotnego zachęcania do absolutnie nieskrępowanej ekspresji każdego impulsu (od wzdychania, delikatnych ruchów, przez płacz i różne specyficzne ruchy czy pozycje ciała aż po bardzo intensywne sceny krzyków czy miotania się po materacu) i interwencje facylitatorów mające na celu pogłębienie pewnych aspektów procesu (tzw. bodywork – czyli zwiększenie nacisku na część ciała, w której uczestnik coś czuje, oraz trzymanie za rękę lub przytulanie, jesli uczestnik sobie tego życzy) – otrzymujemy podobny co w gestalcie proces ekspresji wszystkiego, co pojawia się w psychice, lecz w znacznie intensywniejszej wersji. Oprócz samej pracy na schematach mamy tu więc element ekspresji uczuć i doznań normalnie niewyrażanych, nieraz od lat, co ma silny walor terapeutyczny, szczególnie, gdy jest to powtórzone kilkukrotnie na różnych warsztatach.

Jednocześnie do natężenia tych wszystkich elementów, należy dodać sprzężenie zwrotne związane z salą pełną takich procesów, które wzajemnie się wzmacniają. Słysząc kogoś błagającego o pomoc, wyrażającego wściekłość na rodziców, mówiącego słowa miłości i czułości, lub przejmująco płaczącego, niejeden uczestnik wchodzi we własny proces na ten temat, który staje się wtedy jego głównym tematem. A w sytuacji, gdy wszyscy są zachęcani do akceptacji każdego uczucia, jakie się pojawia, obserwacji schematów i ekspresji, wiele osób czuje się zupełnie bezpiecznie z tym, żeby wyzwolić z siebie absolutnie wszystko, co może się tam kryć, nawet procesy tłumione od dziesiątek lat. Samo takie przyzwolenie, wraz ze wszystkimi opisanymi powyżej rzeczami, wydaje się być kluczowe w wywoływaniu specyficznej zmiany stanu świadomości (która nie pojawiłaby się najczęściej w sytuacji samego oddechu).

Przypomina to nieco zmianę, jaka powstaje w wyniku zażycia substancji psychodelicznych jak LSD, psylocybina czy meskalina (o różnicach napiszę niebawem kolejny tekst) – notabene również używanych w terapii. Jest też bliska innym używanym od wieków metodom wywoływania odmiennych stanów świadomości – takich jak post, odosobnienie czy deprywacja sensoryczna. W tym stanie pewne treści psychiki są znacznie bardziej widoczne niż zwykle (np. pewne ukryte zazwyczaj emocje czy schematy), a sieci skojarzeń wywołują nieraz doświadczenia transpersonalne (więcej o specyfice odmiennych stanów i ich zastosowaniu pisałem TU ), w których uczestnik może postrzegać siebie jako rodzące się dziecko, inny członek własnej rodziny, swój rodak biorący udział w ważnych wydarzeniach historycznych, jakiś gatunek zwierzęcia lub archetypowa postać. Interpretacje takich procesów są opisywane w pracach Junga, Ranka czy terapii transgeneracyjnej. W kontekście terapeutycznym istotne jest to, że u osoby doświadczającej takiego intensywnego zalewu treści z nieświadomości w bezpiecznych warunkach, najczęściej dochodzi do ciekawego zjawiska.

Porównać go można do procesów grupowych czy do zmian zachodzących w długim związku – po poczatkowej, spokojnej fazie, najpierw następuje storming – czyli rozbicie pozornego porządku, ujawnienie się różnic między osobami, wyjście na jaw różnych konfliktów, chaos i wiele nieprzyjemnych rzeczy. Później, przy pozytywnym przepracowaniu stormingu, dochodzi do reformingu, a więc połączenia grupy lub pary na o wiele głębszym i prawdziwszym poziomie, bez ukrywania problemów. Identyczny proces zachodzi przy typowej podroży przez odmienny stan świadomości – najpierw różne niewidoczne elementy wyłaniają się z nieświadomości osoby, nierzadko powodując konflikty wewnętrzne, niepewność, chaos, a po pozytywnym przejściu przez ten proces (które najczęściej sprowadza się do podążania za procesem i akceptacji pojawiających się przeżyć), osoba zostaje z nowymi perspektywami, wzmocniona i zintegrowana, a chaotycznie pojawiające się na początku wnioski i doznania zyskują nowy sens. Biorąc pod uwagę te nurty w psychologii, które traktują osobowość jako zbiór różnych części będących ze sobą w relacji, ma to głęboki sens.

Na marginesie – warto zwrócić uwagę, że tak jak podczas intensywnego stormingu, szczególnie w niekontrolowanych warunkach, grupa lub związek może zupełnie się rozpaść, podobny proces grozi pojedynczej osobie – w skrajnych, rzadkich wypadkach będzie to kompletny rozpad osobowości nazywany potocznie szaleństwem, w nieco częstszych mogą to być problemy z ponowną integracją – dlatego tak ważne jest, by zajmowała się tym wykwalifikowana osoba.

Oprócz procesów indywidualnych i tworzenia warunków koniecznych, by przebiegały bez przeszkód , bardzo duży nacisk kładziony jest na relację terapeutyczną jako czynnik uzdrawiający, podobnie jak w terapii rogeriańskiej i humanistycznej czy w terapii schematów, która ten pomysł dokumentuje licznymi badaniami. W silnym procesie terapeutycznym uczestnicy maja tendencję do odtwarzania w relacjach z innymi (zarówno uczestnikami, jak i facylitatorami) swoich standardowych wzorców relacyjnych i pogłębiania w ten sposób swoich problemów. Dlatego bardzo dużą wagę w treningu prowadzenia oddychania poświęca się pracy na relacji terapeutycznej i temu, w jaki sposób można przerywać odtwarzane przez lata schematy klientów takie jak odrzucenie, skrzywdzenie, deprywacja emocjonalna, izolacja społeczna, poczucie wadliwości czy nadmierne wymagania wobec samego siebie. Proces tworzenia dla uczestników przyjaznego miejsca, w którym mogą oni reprogramować rodzinne schematy, jest bez cienia wątpliwości uważany za najważniejszą z umiejętności facylitatora, znacznie istotniejszą niż techniczne aspekty “bodywork” czy cokolwiek innego.

Najpierw będąc wielokrotnie uczestnikami oddychania w ten sposób traktowanymi, później stopniowo asystując pod okiem bardziej doświadczonych, facylitatorzy uczą się powoli, krok po kroku, specyficznego budowania przyjaznej, bliskiej i budującej relacji terapeutycznej, która ma za stworzyć korektywne środowisko, jakiego większości nam zabrakło w domu rodzinnym.

Stąd bardzo duży nacisk na każdy aspekt bezwarunkowej akceptacji procesów uczestników (ze stanowczym, lecz pełnym szacunku postawieniem granic, gdy jest to konieczne) i niedyrektywność połączoną z inicjatywą. Tabu dotyku jest tu niemal całkowicie zniesione (bez seksualnych relacji oczywiście), wielogodzinne przytulanie, gdy uczestnik tego potrzebuje jest zjawiskiem bardzo częstym. Oczywiście z umiarem i w odpowiednim dla danego człowieka tempie, bo dla straumatyzowanej osoby terapeuta przekraczający zbyt szybko barierę intymną mógłby być źródłem retraumatyzacji. Każdy element warsztatu, od witania się z uczestnikami, poprzez żegnanie się z nimi przed sesją oddechową oraz przyjście w odpowiednim momencie po niej i przywitanie kogoś z powrotem, aż po milczącą obecność i słuchanie, podczas gdy uczestnicy dzielą się wrażeniami, jest tak dopracowany, by dać jak największą autonomię i jednocześnie wsparcie uczestnikom. Biorąc pod uwagę to, w jak głębokie stany uczestnicy wchodzą podczas oddychania, niejeden z nich doświadczył dzięki temu symbiozy z matką po urodzeniu czy scen z wczesnego dzieciństwa, gdy jest przytulany przez oboje rodziców. Z kolei doświadczenia podczas warsztatu, gdy z każdym problemem można do facylitatora przyjść i porozmawiać, przytulić się w odpowiednim momencie i mieć pewność, że nie będzie się w żaden sposób ocenianym czy osądzanym, potrafi pomóc w traumach rodzinnych, ale również we wspomnieniach relacji z nauczycielami w szkole, a nawet przy traumach nabytych podczas warsztatów rozwoju osobistego, gdy ta przestrzeń nie była szanowana.

Wielokrotnie ofiary silnie traumatycznych doświadczeń właśnie relację terapeutyczną, szczególnie przy kilkukrotnym doświadczeniu, uznały za najbardziej pomocny aspekt tej pracy – pojawienie się w miejscu, gdzie mogły liczyć na wsparcie i bliskość innej osoby przez wiele godzin, jednocześnie wiedząc, że w każdej chwili mogą zatrzymać to doświadczenie i zostać same, było nieocenione. Jednocześnie, jako, że niemal zawsze skład facylitatorów jest mieszany, uczestnik może wybrać, czy woli wsparcie kobiety, czy mężczyzny – co jest szczególnie istotne zwłaszcza przy nadużyciach seksualnych. Niejedna osoba zaczynała pracę z tą płcią, której bardziej ufała, a wraz z kolejnymi etapami pracy nad sobą, przechodziła płynnie do pracy z drugą płcią, naprawiając w ten sposób relację z nią.

Kolejnym elementem jest korektywne doświadczenie grupowe – z uwagi na intensywność procesów i otwarcie emocjonalne, duże skupienie na relacji terapeutycznej i komforcie uczestników, specyfikę relacji z siterami (czyli wzajemną na zmianę opiekę nad sobą dwóch uczestników) oraz wytyczne, które utrudniają przeszkadzające komentarze, podczas warsztatów panuje pełna zrozumienia i akceptacji atmosfera. Oczywiście nadal występują pewne preferencje i ludzie łącza się w grupki osób, z którymi łączy ich najwięcej wspólnych rzeczy. Jednocześnie w całej grupie daje się wyczuć atmosferę wsparcia i połączenia, którą niektórzy porównują do wspólnego przeżywania niespodziewanego, lecz ważnego wydarzenia, gdzie obcy ludzie jednoczą się momentalnie i wspierają. Regularne doświadczenia grupowe tego rodzaju pomagają zmienić wzorce funkcjonowania w grupach i łatwiej rozpoznawać te dysfunkcyjne, w których nie dba się o ich potrzeby – chociażby pojawienie się później na szkoleniu prowadzonym przez kontrolującego guru tak kłuje w oczy, że nie można się nadziwić, jak tylu ludzi jest w stanie to znosić.

Ostatnim elementem, który integruje wszystkie poprzednie, są części arteterapeutyczne, które pozwalają uczestnikom wyrazić to, co jeszcze potrzebują i bardziej zrozumieć zachodzący na warsztacie proces. To opisuje w pełni terapeutyczny aspekt oddychania holotropowego.

Jeśli chodzi o poziom duchowo-szamański, to znajdziemy tu również połączenie znanych elementów. Struktura warsztatu holotropowego stworzona jest bowiem na podobieństwo tradycyjnych ceremonii i rytuałów, jakie od tysięcy lat odbywały się w różnych kulturach. Ceremonie uzdrawiajace, ryty przejścia, ale również chrzty, śluby czy pogrzeby mają za zadanie zrealizować pewną intencję, którą oprócz uzdrowienia może być połączenie obojga partnerów lub pożegnanie bliskiej osoby.

Mamy więc rytuał otwierający i zamykający w kręgu, mamy drobiazgowe przygotowanie każdego elementu wydarzenia (żegnanie się przed podróżą, relaksacja, rysowanie) czy rekwizytu (sa one uzasadnione logicznie – np. chusteczki, opaski na oczy), mamy specyficzną intencję, mamy specjalną muzykę, mamy nawet poddanie się wyższej sile, którą jest tutaj wewnętrzna, procesowa madrość klienta, co pozostawia odpowiedzialność w rękach uczestnika, a jednocześnie jest elementem duchowych tradycji.

Tak jak w tradycyjnych, szamańskich czy tantrycznych ceremoniach, mamy wyraźny podział na trzy etapy – odpowiednie przygotowanie (które w idealnych warunkach trwa cały dzień), podróż w odmiennym stanie świadomości i odpowiednią integracja (również trwająca najlepiej cały dzień), której głównym elementem jest dzielenie się własnymi przeżyciami we wspólnym kręgu, niczym w prawdziwym plemieniu.

Wraz z intencją przyjmowania wszystkiego, co się podczas wydarzenia pojawi, stanowi to nowoczesną wersję duchowego rytuału, jednocześnie na tyle nie narzucającego konkretnych poglądów czy tradycji i pozostawiający tak dużą dowolność, że jego uczestnikami byli nawet katoliccy księża, jak również przedstawiciele innych religii, oraz zdeklarowani ateiści.

Podwójna struktura sprawia, że holotropowy sposób pracy może być interesujący zarówno dla osób, które potrzebują twardych elementów terapeutycznych, nie bardzo ciekawiąc się duchowymi ceremoniami, jak również tych, którzy mają zamiar wziąć udział w duchowej ceremonii, nie emocjonując się za bardzo psychologią i terapią (jednocześnie mogąc skorzystać z ich skuteczności). Oczywiście najbardziej wciąga to ludzi, których pasjonują obie te dziedziny, podobnie jak twórców metody.

Mam nadzieję, że w tym artykule udało mi się przekazać, jak bardzo wiele aspektów składa się na terapeutyczny aspekt holotropowych warsztatów i jak bardzo różni się to od zwyczajnej hiperwentylacji (w której wielka skuteczność lecznicza również niespecjalnie wierzę).

SmartLove

Jeśli sądzisz, że powodzenie w związku zależy tylko od przeznaczenia, partnerzy są po prostu albo dopasowani albo nie, a wszystko co robią dla siebie musi wynikać ze spontanicznych impulsów – to szkolenie z pewnością Cię nie zainteresuje.

Dowiedz się więcej
X

Dowiedz się jak zbudować udany związek

Pobierz trzy darmowe video.

Nie, dzięki.