Jesteśmy kimś więcej niż nam się wydaje – czyli o terapeutycznych możliwościach odmiennych stanów świadomości


Celem wprowadzenia do tematu opiszę pewną historię, która mi się przydarzyła.

To stało się zupełnie znienacka, bez żadnego ostrzeżenia, pewnego sierpniowego dnia. Jechałem wtedy samochodem z jednej warszawskiej dzielnicy na drugą i zjeżdżałem w dół ślimakiem. Jak na ironię, pasażerką była przyjaciółka z USA, którą poznałem na warsztacie, gdzie uczyliśmy się o uzdrawiającym działaniu odmiennych stanów świadomości. Zupełnie nie spodziewaliśmy się, że połączy nas, oprócz tego co robiliśmy na warsztacie, również takie przeżycie i że będzie ono początkiem mojego artykułu na temat takich stanów.

Zjeżdżając po skręcającym w prawo ślimaku być może czegoś nie przewidziałem, a być może miałem po prostu pecha. Przyjaciółka twierdzi, że nie jechałem wcale za szybko, nawet biorąc poprawkę na mokrą jeszcze od deszczu jezdnię. A jednak w pewnym momencie, trzymając mocno kierownicę skręconą w prawo, poczułem ze zgrozą jak auto wylatuje z kursu, który mu zaplanowałem i wchodząc w obrót zbliża się do uderzenia w prawą barierkę. Zanim zdążyłem się zorientować, wszedłem w zupełnie inny stan świadomości.

Na szczęście nie był to pierwszy raz, gdy podczas groźnej sytuacji na drodze załączył mi się totalnie odmienny tryb. Kilka lat wcześniej, zaraz po zrobieniu prawa jazdy, wraz z żoną ruszyłem w zimową trasę. Daleko przed sobą zobaczyłem rowerzystkę i postanowiłem nieco przyhamować, co nie dało najmniejszego efektu na oblodzonej zupełnie jezdni. Gdy hamowałem mocniej (a rowerzystka zbliżała się coraz bardziej), zmian nadal nie było praktycznie żadnych. Rowerzystka zbliżała się wciąż w bardzo szybkim tempie, ja nie miałem doświadczenia na tyle, by próbować hamować pulsacyjnie i miałem wrażenie, że czas zaczyna zwalniać, zwłaszcza że, jak na złość, zaczęło lekko znosić auto w prawo, gdzie właśnie znajdował się rower z jej właścicielką. W pewnym momencie, gdy widziałem już kobietę tuż przed sobą, usłyszałem krzyk mojej żony, poczułem, że coś bardzo złego się wydarzy i nagle… czas się zupełnie zatrzymał.

Znałem to uczucie z bardzo głębokich medytacji i potężnych stanów holotropowych – mimo całej dramaturgii sytuacji mogłem zarówno zachwycić się głębią i bezczasem tego stanu, miałem też wrażenie wszechwiedzy, jakby wszystko na świecie już się kiedyś wydarzyło. Czując jakbym miał nieskoniecznie dużo czasu na decyzję co teraz zrobić, spokojnie pomyślałem o zupełnym odbiciu w lewo, sprawdzając jednocześnie, czy nikt nie jedzie z naprzeciwka, po czym zrobiłem to.

W chwili, gdy poczułem, że auto jedzie już w lewo, omijając nieświadomą niczego rowerzystkę (nawet się nie zatrzymała), czas znowu zaczął działać i odczuwałem to jako powrót do jakiegoś rodzaju Matrixa z wieczności, w której wcześniej przebywałem. Nie dodając tu niepewnych metafizycznych wniosków, podsumuję to tak, że w sytuacji zagrożenia (co ciekawe, raczej nie mojego życia) mój mózg wygenerował odmienny stan świadomości, podczas którego zrobiłem coś, do czego nie byłem zdolny podczas mojego zwyczajnego funkcjonowania.

Podobnie na ślimaku podczas poślizgu czas zaczął zachowywać się inaczej. Tym razem nie zatrzymał się zupełnie, ale bardzo zwolnił, na tyle że zdążyłem pomyśleć o bardzo wielu rzeczach, a ponieważ opowiadałem później tę historię wiele razy, do dziś pamiętam ich kolejność. Najpierw poczułem potężne zdziwienie, a właściwie szok, i zareagowałem na to żalem nad brutalnością świata, gdyż w idealnym świecie dostałbym jakieś ostrzeżenie, coś w rodzaju strasznej muzyki w filmie (ta tęsknota za ostrzeżeniem pojawiała się jeszcze w kilku relacjach ludzi, z którymi rozmawiałem o podobnych sytuacjach). Potem poczułem bardzo znajome uczucie z dzieciństwa, jakbym coś bardzo przeskrobał i miał dostać karę. Później spojrzałem na swoją przyjaciółkę, zobaczyłem jej zdziwione spojrzenie i pomyślałem, że jest mi przykro, że musi przeżyć takie doświadczenie. Następnie dotarło do mnie, że ta sytuacja dzieje się naprawdę i że to ja muszę coś z nią zrobić, co dodało mi przypływ poczucia sprawczości. Wtedy przeleciały mi przez głowę wszystkie informacje jakie kiedykolwiek otrzymałem na temat poślizgów i przypomniało mi się, że największy błąd to kompulsyjne hamowanie i liczenie, że to rozwiąże problem, tak jakby dało się tą sytuację cofnąć, zamiast zaakceptować to, co się dzieje i improwizować. Błyskawicznie obliczyłem, że nie ma najmniejszych szans, bym tak skręcił z powrotem w lewo tak, by uniknąć zderzenia z barierką i że jedyna moja nadzieja to jeszcze większy skręt w prawo i zrobienie koła, przy wspomaganiu się rytmicznym pulsacyjnym hamowaniem. Robiąc to miałem intuicyjne poczucie, że robię właściwie i już po chwili, wykonawszy obrót 360 stopni, stanąłem dokładnie w tym samym miejscu z możliwością jechania dalej przed siebie. Dopiero wtedy, gdy mogłem jechać już dalej, czas zaczął płynąć tak jak zwykle, pojawiły się negatywne emocje i spięcie ciała, które odreagowywało stres.

Po obu sytuacjach bardzo długo o nich myślałem. W środku normalnego dnia zostałem nagle zabrany w bardzo nietypowe miejsce, w którym czułem, że jestem kimś więcej niż mi się wydawało i mam znacznie większe, drzemiące gdzieś głęboko we mnie zdolności. I że prawdopodobnie ma je każdy z nas.

Obie sytuacje nie zdarzyły mi się bowiem dlatego, że jestem wybrańcem. Podejrzewam, że nawet nie dlatego, że spędziłem wiele lat na zgłębianiu (teoretycznym i praktycznym) odmiennych stanów świadomości. To doświadczenie utwierdziło mnie jedynie w tym, co przeczuwałem od wczesnej młodości, a zobaczyłem później setki razy na własne oczy – nasza psychika ma gigantyczne zdolności, których na codzień z różnych powodów nie wykorzystujemy. Podobne relacje słyszałem bowiem zarówno osobiście od osób, które specjalnie się tym tematem nie interesowały (niektóre nawet traktowały takie przeżycia jako mało znaczącą ciekawostkę), jak również znajdywałem w literaturze psychologicznej. Ludzie, którzy nigdy nie medytowali i nie pracowali nad poszerzaniem świadomości opowiadali o zwolnieniu czasu, wielkim spokoju mimo zagrożenia życia, pojawiających się specyficznych wspomnieniach i o wiele większej zręczności. Jednym z badaczy, którzy tematowi doświadczeń zagrożenia życia poświecili więcej czasu był Albert Heim. W swoim artykule “Uwagi na temat śmiertelnych wypadków” cytował relacje różnych osób, które w niebezpiecznych sytuacjach weszli właśnie w taki inny stan. Niezależnie czy chodziło o topielców, ofiary wypadków drogowych, ludzi miażdżonych przez maszyny czy osoby postrzelone na wojnie, przeżycia były dość podobne.

Podzielono w nich nawet takie doświadczenia na 3 najczęstsze fazy (które mogą oczywiście potoczyć się inaczej, ale występują na tyle czesto, że można mówić o pewnym wzorcu) – faza oporu, osobistych wspomnień i transcendencji. Faza paniki najczesciej pojawia się później, gdy minie już zagrożenie.

To, co się w nich powtarzało, to zarówno niezwykły stan świadomości, charakteryzujący się spowolnieniem czasu, wysoką uważnością, jak również dużo lepsze umiejętności niż zwykle poruszania się w fizycznym świecie. Jest to o tyle ciekawe, że przeważnie poruszanie się po fizycznej, materialnej rzeczywistości jest tym, co w odmiennych stanach wychodzi najgorzej. W większości kultur pracujących z odmiennymi stanami świadomości, jak również w nowoczesnych terapiach bazujących na takim rodzaju pracy, przyjmuje się założenie, że te stany z natury mają służyć podróżom wewnętrznym, a z uwagi na pełen znaczenia materiał jak również inne postrzeganie czasu i przestrzeni, odradza się angażowanie w skomplikowane operacje fizyczne. Często obecni przy takich sesjach przejmują rolę opiekunów, którzy pomagaja “podróżnikom” w najprostszych czynnościach – podają wodę czy prowadzą do toalety. Takie rzeczy jak obsługa sprzętu elektrocznego czy jazda samochodem są zdecydowanie odradzane. Do poruszania się w świecie materialnym najlepiej służą bowiem normalne stany umysłu.
Tym ciekawsze jest spostrzeżenie, że odmienne stany świadomości potrafią bardzo często uruchomić niespotykane umiejętności nawet na polu, do którego nie są zupełnie przeznaczone (a wręcz wskazane jest go unikać).

Powstaje więc pytanie, co mogą zdziałać na polu, do którego są tak naprawdę przeznaczone? Czy istnieje jakiś sposób, by tych niesamowitych właściwiości psychiki nie zostawiać tylko przypadkowi i groźnym wypadkom? W jaki sposób można użyć ich w sposób, który wydobędzie z nich cały potencjał?

Oczywiście przypadkowe wypadki nie są jedynymi sytuacjami, w których taki odmienny stan świadomości może się spontanicznie pojawić. Kolejną niezwykle ciekawą kategorią badaną przez specjalistów są samobójstwa, które nie wyszły – szczególnie interesujące potrafią być wnioski z doświadczeń osób skaczących z mostów.

David Rosen, psychiatra z Instytutu Neuropsychiatrycznego Lagley Porter w San Francisco, przeprowadzał rozmowy z niedoszłymi samobójcami skaczącymi z mostów. Okazywało się, że te osoby w trakcie skoku przeżywały głębokie doświadczenia odmiennych stanów świadomości, nieraz o charakterze mistycznym.

Mówiąc obrazowo, spadający z mostu człowiek przeżywał totalne zwolnienie czasu i rozumiał piękno świata, czując dlaczego warto żyć i dlaczego, gdyby dostał kolejną szansę, zupełnie inaczej by ją wykorzystał.

To doświadczenie wpływało na nich niezwykle pozytywnie, ukazując im życie z innej perspektywy i dając nową do niego motywację. Nie było tutaj niezwykłych umiejętności fizycznych, ale były niesamowite możliwości psychiczne, pokazujące ludziom odmienne spojrzenie na egzystencję i przewartościowanie różnych spraw, którego nie mogło nieraz wywołać kilka lat terapii.

Co ciekawe, doświadczenia z pogranicza śmierci (nie mylić z doświadczeniami śmierci klinicznej) i doświadczenia niedoszłych samobójców różnią się tym, że ci drudzy wyjątkowo rzadko przeżywają w czasie skoku wspomnienia ze swojego życia, przechodząc od razu do fazy transcendecji. Tłumaczy się to tym, że z uwagi na samodzielne podjęcie decyzji, cała faza oporu i wspomnień pojawia się najczęściej wczesniej.

Skoro psychika potrafi uruchomić niezwykłe zasoby, jeśli celem jest przetrwanie, to czy istnieje szansa, by uruchomić choćby część tych zasobów, gdy intencją jest praca nad sobą?

Oczywiście nikogo nie chciałbym zachęcac do prowokowania wypadków samochodowych i prób samobójczych (zwłaszcza że mimo wielu przykładow w tym artykule zdecydowanie nie ma gwarancji 100% skuteczności) . Są inne, o wiele bezpieczniejsze sytuacje, w których spontanicznie aktywują się ludziom odmienne stany świadomosci – takie jak ważne wydarzenia w życiu (zakochanie, wesele, narodziny dziecka, przeprowadzka do nowego kraju, ważne decyzje), wizyty w wyjątkowych miejscach lub obcowanie z przyrodą, proces tworzenia dzieła sztuki, potężne doświadczenia seksualne lub sportowe, bycie świadkiem ważnych wydarzeń historycznych czy nawet dostępne każdemu codzienne sny, w których można doświadczyć uzdrawiajacego uwolnienia emocji lub metaforycznej fantazji seksualnej.

I istnieje oczywiście całe mnóstwo intencjonalnych, zaplanowanych praktyk, dzięki którym można z dużym prawdopodobieństwem takich stanów doświadczyć w bezpieczny sposób i zaaplikować wnioski z nich do życia codziennego, bez czekania na przypadek czy cud. Takie praktyki były znane od tysięcy lat w każdym zakątku naszej planety – posty (bez jedzenia, bez wody, bez seksu lub bez snu), deprywacje (siedzenie w ciemności, w jaskini, na pustyni, odosobnienia lub milczenie), prace z ruchem (kręcenie się w kółko, tańce, marsze lub wstrzymanie ruchu), oddechem, psychodelicznymi roślinami, bębnem, różne metody medytacji, modlitwy, zaawansowane jogiczne praktyki, ceremonie, rytuały przejścia.

Psychologowie i psychiatrzy zainteresowali się tym ponownie około pół wieku temu przy okazji terapii psychodelicznych. Gdy pacjenci w odmiennych stanach uzyskiwali niejednokrotnie lepsze i szybsze efekty niż ci pracujacy tradycyjnie, w świecie psychologii transpersonalnej zaczęto ponownie włączać do pracy terapeutycznej metody wywołujące u pacjentów intensywne stany, w których ich świadomość pracowała inaczej – oprócz substancji psychodelicznych stosowano techniki oddechowe, rytualne, komory deprywacji sensorycznej lub specjalne metody pracy z procesem przez zaangażowanie ciała lub psychodramy.

Świadomość lekko odmiennych stanów, które mają lecznicze działanie, jest znana również w tradycyjnych metodach psychologii – niejeden terapeuta spotkał się z sytuacją, gdy opowiadając o emocjach związanych z rozstaniem pacjent spontanicznie cofnął się do dzieciństwa i przypomniał sobie sytuację, w której doświadczył podobnego uczucia. Niejeden prowadzący trening interpersonalny zobaczył, jak uczestnik przeciążony godzinami skupienia na grupowej interakcji nagle doznaje olśnienia a propos swojego zachowania i widzi sytuacje z przeszłości, gdy zachowywał się podobnie, wraz z przyczynami całego schematu. Takie doświadczenia nie są wówczas sterowane przez świadomy umysł uczestnika, wiedzący, czego mu potrzeba do zmiany, ale przez znacznie inteligentniejszy proces, która uaktywnia się w odmiennych stanach.

Praca w stanach mocniejszych to nie tylko legendy o szamanach, których nie da się zweryfikować, ale doświadczenia mnóstwa terapeutów w ostatnich latach. Część takich praktyk była z powodzeniem badana naukowo (szczególnie oddychanie holotropowe i terapie psychodeliczne).

Jest tym smutniejsze więc, że sporo tradycyjnie wykształconych terapeutów w najlepszym wypadku z przymrużeniem oka patrzy na pracę w odmiennych stanach świadomości, uznając ją za niedojrzały odlot, a cały potencjał terapeutyczny przyznając “zwyczajnym metodom pracy”. W nieco gorszym – uważają wszelkie tego typu praktyki za szkodliwe, tworząc szereg interpretacji jakiego rodzaju dziecinne schematy powodują zainteresowanie tego rodzaju dziwnymi eksperymentami i jak bardzo odciąga to od prawdziwej, dorosłej pracy nad sobą.

Oczywiście nie każdemu ten sposób terapii musi pasować – osobiście jestem jego wielkim zwolennikiem, natomiast nie jestem przekonany do koncepcji “jedynej słusznej metody dla każdego”, toteż pozostawiam osądowi każdej osoby, w jaki sposób woli nad sobą pracować (do takich metod jest też szereg przeciwwskazań, np. stany maniakalne).

Praca w “odmienny” sposób ma dwie spore zalety.

Pierwszą rzeczą jest to, że traumy nabyte i zakodowane w odmiennych stanach świadomości ciężko wyleczyć inaczej niż również w stanie odmiennym. Niestety, odmienne stany nie oznaczają tylko uzdrawiania – wywołane w niewłaściwym środowisku przy niewłaściwym nastawieniu potrafią pogłębić negatywne doświadczenie i zakodować je w psychice w intensywny sposób na bardzo głębokim i ogólnym poziomie. Odmienny stan, w którym poruszona jest ogromna energia psychiczna, jednak przy którym nie ma warunków, by w odpowiedni sposób ją pokierować i wyrazić, będzie prowadził do gigantycznego chaosu wewnętrznego. Zarówno kobieta, która podczas gwałtu przypominają się relacje z poprzednimi partnerami, topiące się dziecko, które przeżywa zwolnienie czasu, chłopak pod wpływem LSD uciekający po lesie przed policją, alkoholik w ataku paniki podczas delirium tremens, czy ofiara tortur lub siedzenia w więziennej izolatce doświadczają rzeczy, które ciężko jest opisać słowami, a nawet dobrze sobie przypomnieć w normalnym stanie świadomości. Nie zmienia to faktu, że takie doświadczenia, mimo braku umysłowego zrozumienia, wpływają na nich bardzo silnie, potrafiąc zaburzyć reagowanie w ogromnej ilości kontekstów, spinając na stałe spore partie mięśni, psując na długo interpersonalne relacje, powodując stany lękowe czy zaburzając logiczne myślenie.

W takiej sytuacji dość trudna jest praca za pomocą rozmowy, w zwyczajnym stanie świadomości, skoro główna rana jest zadana zupełnie gdzie indziej (co nie zmienia faktu, że te rozmowy mogą być i tak bardzo pomocne). W wielu takich przypadkach terapeuci rozkładają ręce, a psychiatrzy przepisują tabletki tłumiące uczucia. Praca w odmiennym stanie może być wtedy jedyną skuteczną opcją, by w pełni uwolnić się od traumy (warto nie mylić tego z bezmyślnym zmuszaniem pacjenta, by na siłę przypominał sobie traumatyczne doświadczenia)

Drugi powód, znacznie częstszy, to po prostu nieco szersze spojrzenie, które najczęściej występuje w pogłębionych stanach świadomości.

Wiele niewidocznych na codzień naszych wzorców staje się niezwykle wyraźnych – co jest podstawą zmiany w takich systemach jak psychodynamiczny, systemowy, analiza transakcyjna, psychoterapia Lowenowska czy NVC. Wiele stłumionych emocji łatwiej jest zauważyć i wyrazić – co z kolei u Lowena czy w Gestalcie stanowi również podstawę terapii.

Bardzo ciekawym aspektem jest również widzenie swoich życiowych problemów z totalnie innej perspektywy, gdzie występują częste asocjacje z rzeczami, których najchętniej byśmy nie chcieli widzieć.

Doświadczenie, gdy papieros zmienia się w tytoniowego demona chcącego nas pożreć, może być więcej warte niż dziesiątki pogadanek o paleniu, zmuszanie się do rzucenia wraz z końcem roku czy czytanie badań na temat raka płuc. Zasocjowanie się z doświadczeniem kobiety traktowanej przez partnerów tylko jako zabawka seksualna może na stałe zmienić mężczyźnie wzorce relacji z kobietami. Wizja, w której spotyka się swoje przyszłe dziecko może pomóc komuś podjąć zupełnie inną, już bardziej świadomą decyzję (filmowy przykład takiej sytuacji występował w słynnym “Władcy Pierścieni”). A w przypadku umierajacej na raka osoby doświadczenia spotkania z bliskimi dla siebie zmarłymi może zmniejszyć lęk przed śmiercią a nawet fizyczny ból, któremu nie mogła zaradzić morfina.

Bardzo często psychika w niezwykle inteligentny sposób dyktuje nam co zrobić i potrafi przywołać lub stworzyć doświadczenie, na które ani pacjent, ani terapeuta nie mogliby wpaść świadomie. Za pomoca intuicyjnych ruchów ciała oraz wytrwałego podążania za uczuciami i obrazami można wygenerować doświadczenie, które dla psychiki stanowi tak błyskotliwy ratunek, jak dla ciała wyostrzona świadomość w czasie wypadku.

Literatura transpersonalna jest pełna przykładów takich doświadczeń. Nie mogąca uporać się z uczuciami związanymi z rozstaniem kobieta doświadcza archetypowej wizji Dafne uciekającej przed Apollem. Opłakujący nadmiernie przyjaciela nagle może przeżyć scenę z widzianego lata temu filmu, gdzie syn mówi do dawno zmarłego ojca nad miejscem, gdzie tamten zginął, w sposób zintegrowany i już pogodzony z nieuchronnością losu. Ktoś, kto musi radykanie zmienić swoje życie, ma wizję, w której umiera i zostaje pogrzebany, a na jego grobie wyrastają piękne kwiaty (wątek śmierci i odrodzenia to jeden z najczęstszych tematów transpersonalnych procesów). Miotany przez proces seksualnej agresji w stosunku do kobiet pacjent przeżywa intensywną i brutalną wizję własnego porodu przepełnioną złością na matkę, która go “odrzuciła”. Pracujący nad zablokowaną sferą uczuciową wraca do momentu wyjazdu ojca za granicę i wielkiej tęsknoty za nim, gdy miał kilka lat. Narcystyczna osoba, która ogląda siebie jako Syzyfa, który utknął na wieki w momencie naiwnej nadziei rychłego wejścia na szczyt. Obawiająca się pojawiającego się porodu może doświadczyć siebie jako nieustraszonego jaskiniowca opiekującego się dzieckiem w jaskini, lub jako wilczyca wychowująca dzieci. Pracujący nad uzależnieniem od kobiet cofa się się do momentu po porodzie, jak zabierają go od matki do innego pomieszczenia, a mająca problemy z lękiem przed mężczyznami widzi w procesie szereg scen z różnych kultur, w których kobiety są wykorzystywane. Mężczyzna mający kryzys męskości najpierw przypomina sobie scenę, gdy w dzieciństwie sika w majtki, a później płacze ze wstydu, a po zintegrowaniu tego uczucia, doświadcza potężnej wizji, gdzie niczym kowboj jedzie przez prerię na koniu.

Wszystkie te sytuacje z jednej strony idealnie pasowały do czyjegoś procesu, wyzwalały potężne procesy z nieświadomości do świadomości, albo potrafiły zasocjować osobę z taką perspektywą, która rozwiązywała sytuację – i wszystkie były nadzwyczaj skuteczne.

Wszystkie jednak byłyby niezwykle wydumane i prawdopodobnie zupełnie nieskuteczne, gdyby były efektem sugestii terapeuty lub coacha, do tego w zwyczajnym stanie świadomości. Nie można traktować ich jako jakiegokolwiek wzoru do pracy z danym problemem i nie ma sensu w jakikolwiek sposób naśladować tych procesów. Wzorem jest jedynie podążanie za doświadczeniem w odmiennym stanie świadomości w odpowiednio przygotowanym kontekście.

By było jasne – nie zamierzam tu też forsować naiwnego poglądu o magicznym uzdrowieniu za pomocą wprowadzenia się w jakikolwiek odmienny stan świadomości. Po pierwsze takie procesy nie przypominają magicznego i bezproblemowego uzdrowienia, ale są nieraz bolesną konfrontacją z nieznanym, często najbardziej nieprzyjemnym w życiu procesem, w dodatku w uwrażliwionej i poszerzonej swiadomosci.

Po drugie stworzenie odpowiednich terapeutycznych warunków to bardzo złożona umiejętność i zarówno w tradycyjnych szkołach szamańskich jak również na treningach transpersonalnych trwa kilka intensywnych lat. Każdy szczegół, każdy element standardowego procesu jak również dziesiątki możliwych odstępstw od standardu muszą być wielokrotnie przećwiczone, zarówno na treningu, jak również w realnej sytuacji pod okiem bardziej doświadczonych osób. Niebezpieczeństw w przypadku niewłaściwego poprowadzenia jest bardzo wiele. Dlatego mimo iż wiele osób ciągnie intuicyjnie do tego typu pracy nad sobą, często nie mogą uzyskać w pełni tego, co chcą, gdyż robią to w niewłaściwych warunkach (największy dramat, widziany przeze mnie niestety kilka razy, gdy osoba brnie dalej w szkodzące jej z powodu braku odpowiednich ram doświadczenia, wciąż mają słuszne poczucie, że poprzez pracę w odmiennym stanie rozwiąże swój problem).

Nie każdy odmienny stan ma działanie poszerzające świadomość – upojenie alkoholowe, opiatowe, stany psychotyczne lub maniakalne czy uderzenie młotkiem w głowę, mimo znacznie odmienionej percepcji, najprawdopodobniej nie pomoże nam w głębszym poznaniu siebie.

Istnieją możliwe problemy przy przygotowywaniu do sesji – niewyjaśnienie specyfiki tej pracy i tego, co się może wydarzyć – zarówno standardowo jak i w wypadku komplikacji. Za duże oczekiwania, zły wybór miejsca i czasu, nieprzygotowanie fizyczne i nieuwzględnienie stanu zdrowia, jak również zły wybór opiekuna – to wszystko może popsuć zupełnie plany.

Istnieją możliwe problemy podczas sesji – nieprzewidziane warunki i awarie, nieprofesjonalne reagowanie opiekunow (np. zbyt dyrektywne prowadzenie, brak akceptacji doświadczenia podopiecznego, nieumiejętność pracy z blokadami ciała, niezauważanie ważnych sygnałów), uciekanie od trudnych procesów w inne rzeczy (typowa reakcja “ulicznych” użytkowników substancji psychodelicznych), nie domknięcie wciąż otwartego tematu.

Istnieją możliwe problemy przy integracji, nawet jeśli sesja była uwalniajaca i pacjent czuje się dobrze – zbyt mało czasu na dojście do siebie, zbyt mocny nacisk na zamknięcie procesu, zbyt dosłowne traktowanie niektórych symboli, wyparcie pewnych elementów, zwłaszcza gdy proces sie nie domknie, przywiązanie do innych elementów, brak dobrej integracji odmiennych stanów z codzienną osobowością.

To wszystko wskazuje, że mimo ogromnego potencjału, jaki drzemie w naszej psychice i odmiennych stanach świadomości, praca w ten sposób nie przypomina magicznej pigułki, lecz stanowi jedynie skomplikowaną, niejednokrotnie szybszą i precyzyjniejszą pracę.

Dlatego warto, by osoby które jeszcze nie były z tym zaznajomione, wiedziały, że takie sposoby istnieją. Te, które były spragnione rytuałów w Meksyku, Peru lub Gabonie – że w psychologii transpersonalnej można podobnie intensywne doświadczenia przeżyć legalnie, bliżej i najcześciej o wiele taniej. Natomiast te, które szukały do tej pory po omacku testując różne praktyki, mogą dowiedzieć, że profesjonalne warunki w tak delikatnej pracy mogą nie tylko zapobiegać komplikacjom, ale również znacznie wzmocnić pozytywne efekty.

SmartLove

Jeśli sądzisz, że powodzenie w związku zależy tylko od przeznaczenia, partnerzy są po prostu albo dopasowani albo nie, a wszystko co robią dla siebie musi wynikać ze spontanicznych impulsów – to szkolenie z pewnością Cię nie zainteresuje.

Dowiedz się więcej
X

Dowiedz się jak zbudować udany związek

Pobierz trzy darmowe video.

Nie, dzięki.