Kosmiczna hierarchia – czyli dlaczego mam najlepszą żonę na świecie
Opublikowano: 14.08.2015
Jest takie ciekawe zjawisko, niezwykle powszechne (napotykałem je w niemal każdym kraju, w którym byłem i w każdej grupie społecznej w każdym wieku, z dziećmi włącznie), a za każdym razem, kiedy je widzę, zastanawia mnie na nowo. Tym bardziej, że, przyznaję od razu, sam tak kiedyś robiłem.
Kiedy człowiek doświadcza uczuć o ogromnej mocy, nazywanych czasem kosmicznymi lub holotropowymi stanami świadomości, takich uczuć, że zanika czasem nawet poczucie “Ja”, najczęściej nie posiada odpowiedniej mapy, by je w określonych sposób integrować, nazywać i interpretować. I nie ma w tym nic dziwnego, mało która szkoła czy rodzic dostarcza do tego odpowiednich narzędzi i poświęca im wystarczająco dużo uwagi.
To, że mnóstwo duchowych doświadczeń zostało później zinterpretowanych w bardzo radykalny i hierarchiczny sposób, wspierający nieraz nawet zabijanie osób z nieco innymi doświadczeniami, zostało już szeroko opisane. “Nasza religia jest najlepsza, a nasz Bóg najsilniejszy” to niestety chyba najbardziej powszechna interpretacja duchowego doświadczenia w historii ludzkości.
Mnie zaciekawił natomiast fakt związany z doświadczeniami interpersonalnymi – potężnym zakochaniem i miłością do partnera, ogromnym przepływie uczuć do dziecka, rodzica, przyjaciela, czasem również do nauczyciela czy nawet do kraju. Po takim doświadczeniu (jakkolwiek nie byłoby one pełne miłości, bezgraniczności, równości, wrażliwości) ludzie niesamowicie często interpretują to w systemie hierarchicznym. Dlatego pełno jest takich stwierdzeń jak “mam najlepszą dziewczynę/najkochańszego Męża pod słońcem” “czynisz mnie najszczęśliwszą kobietę/najszczęśliwszym mężczyzną świata”, “moje dziecko jest najpiekniejsze/najmadrzejsze”, “najlepsza Mama na swiecie”, “jesteśmy najbardziej wyjątkową parą na Ziemi”, “mam najlepszą pracę ze wszystkich” czy też w relacji z samym sobą “jestem najbardziej szczęśliwy na świecie, bo… “. Przyznam, że jeśli przeglądając codziennie fejsbukowego walla natykam się na 3-4 takie określenia, to brzmi to dla mnie dość mało wiarygodnie i mało poważnie.
Przyczyn, dlaczego tak cudowne i bezgraniczne nieraz doświadczenia ludzie rozumieją w bardzo ograniczony i tworzący mnóstwo podziałów sposób, może być kilka:
1) Poczucie, że tylko mnie spotyka tak intensywne szczęście niewątpliwie może podwyższać samoocenę. Może wynikać z post-dziecięcego narcyzmu, któremu prawie każdy podlega w mniejszym lub większym stopniu.
2) Jako ludzie wciąż jesteśmy przyzwyczajeni do modelu hierarchicznego, gdzie pewne rzeczy są lepsze, a inne gorsze. To w dużej mierze kwestia ewolucji i historii naszego gatunku. Ci, którzy hierarchii nie uznawali i jako giermkowie nie kwapili się do usługiwania swoim panom, mogli nie mieć okazji do przekazania genów dalej.
W nieświadomości zbiorowej trudno jest zainspirować do poglądu, że służący może być tak szczęśliwy jak król, a fryzjer tak jak gwiazda filmowa – nie patrzymy na to, że każdy może w inny sposób zaspokoić swoje potrzeby. Raczej, że są lepsze i gorsze sposoby zaspokajania potrzeb.
Lepsi i gorsi ludzie. A nie ludzie, którzy bardziej do nas pasują lub mniej.
Sam fakt posiadania wielkiego zasobu (jakim jest przeżywanie kosmicznych uczuć) automatycznie stawia nas zatem wyżej w hierarchii.
3) Wynikające z hierarchii poczucie ograniczonej ilości zasobów – skoro nie wszyscy mogą mieszkać w willach to może nie wszyscy mogą doświadczać tak pięknych uczuć? W takim razie jestem kimś wybranym.
4) Potrzeba obiektywności – skoro przeżywam tak fantastyczne uczucia, najlepsze jakie przeżyłem na tym świecie – to może dlatego że ta osoba jest najlepsza? Cóż by to bowiem było, gdyby okazało się, że doświadczyłem tak cudownych chwil ze zwyczajną kobietą?
5) Wynikająca też z powszechności hierachii projekcja (czasem nawet prawdziwa), że to jedyny sposób by móc daną osobę odpowiednio intensywnie wynagrodzić. W końcu “najlepszy chłopak na świecie” to coś więcej niż ktoś “kto wywołał u mnie cudowne uczucie”.
Niestety zamiast zwracać uwagę na sferę uczuciową – pogłębia to tylko narcystyczne cechy w kolektywnej świadomości.
Widzę tu podobny proces, co w związkowych konfliktach, z którymi często mam okazję pracować. Większość osób woli w sytuacji problematycznej powiedzieć partnerowi “to jest złe” zamiast “to mnie rani” (ten wybór paradoksalnie dużo łatwiej wywołuje kolejne konflikty). Jesteśmy wychowani w kulturze, w której subiektywne uczucia i potrzeby były zbyt często widziane jako mało wartościowe, a sam fakt, że dziecko źle się czuło, nie było nieraz żadnym argumentem dla rodziców. A przynajmniej dużo mniejszym niż to, że “tak się nie robi”.
Większość osób ma poczucie, że gdyby na temat swoich uczuć wypowiadała się mówiąc właśnie o nich, odebrałoby to komunikatowi całą jego moc (jest to wielki temat na przynajmniej kolejny artykuł). Znacznie łatwiej jest powiedzieć “mam najlepszą partnerkę na świecie”.
Mam więc taką delikatną propozycję – jeśli poczujesz tak intensywne doznania, że pojawi się pokusa stworzenia “najlepszego” partnera, dziecka, rodzica czy kogokolwiek innego, postaraj się jej oprzeć i zostań z samym opisem uczuć. Zobacz, co się wtedy zmienia w Twojej wizji świata i w Twoim kontakcie ze sobą.
Sama koncepcja, że doświadczenie bezgranicznych uczuć nie znaczy, że jestem najlepszy czy najszczęśliwszy na swiecie, ale że jest to doświadczenie dostepne dla każdego, może prowadzi do wielkiego wyzwolenia i kolejnych pięknych uczuć. U niektórych osób wskazuje za to blokady i niekorzystne przekonania, które mają – niedocenianie własnych emocji, mniejszy zachwyt mniej wyjątkowym partnerem czy wszelkie inne. U części dochodzi do prawdziwej podróży do dzieciństwa i przeżywania doświadczeń, gdy rodzice domagali się czegoś najlepszego, a wszystko inne lekceważyli.
A za każdym razem, gdy zobaczysz takiego posta lub usłyszysz takie zdanie, przetłumacz je sobie na to, czego ta osoba tak naprawdę doświadcza. I ciesz się razem z nią, zamiast zastanawiać się czy Ty jednak nie masz fajniejszego partnera albo ładniejszego dziecka.