Nie zasługuję na…
Opublikowano: 25.06.2012
Postanowiłem dziś opisać problem, który jest tak powszechną ludzką przypadłością, że spotykam się z nim niemal na co drugiej sesji. Jest to przekonanie o niezasługiwaniu na daną rzecz, zjawisko, osobę.
Żeby było jasne, nie zamierzam forsować tu przesadzonego i nie do końca zgodnego z prawdą poglądu, że już w tym momencie każdy zasługuje na wszystko – a przynajmniej nie w sensie, w jakim większość osób go rozumie. Minimum 99,99% czytających ten tekst nie zasługuje na to, by zostać w tym roku mistrzami szachowymi i nie zmieni tego żadna praca wewnętrzna, co najwyżej intensywny trening gry w szachy. Przekonanie o zasługiwaniu jest kwestią świadomości spełnienia pewnych obiektywnych kryteriów, potrzebnych do uzyskania jakiejś rzeczy.
Jednocześnie ogromna ilość ludzi w swoim procesie wtórnym (a więc w takim, z którym się nie identyfikują, nie uważają za swój – który jednak będzie objawiał się im poprzez emocje lub inne kanały, o których wspomnę później) posiada przekonanie o tym, że nie zasługują na rzeczy, do których niemal każdy spokojnie przyznałby im prawo. Wygląda to z boku paradoksalnie i mogłoby wywołać śmiech, gdyby nie świadomość cierpienia i ograniczenia zasobów, jakiemu Ci ludzie podlegają.
J e ś l i m y ś l i s z: „to nie ja, mnie ten tekst nie dotyczy” t o n a 9 9 % g r u b o s i ę m y l i s z.
Dlatego radzę przeczytać do końca.
Przede wszystkim – skąd wzięło się przekonanie o niezasługiwaniu i dlaczego ma tak wielką moc?
Możemy to zrozumieć śledząc zarówno historię indywidualną jak i kolektywną. Indywidualnie, gdy dziecko przechodzi proces socjalizacji, wyraźnie wskazuje się mu jakie są jego prawa i obowiązki. W chwili, gdy zacznie brać się za rzeczy, które ewidentnie przeznaczone są dla dorosłych (a więc – niestety – w większości domów ludzi uważanych za bardziej wartościowych) dostanie najprawdopodobniej karę – czy to potępienie werbalne (np. gdy będzie chciało obejrzeć film dla dorosłych), czy też karę fizyczną – zarówno od rodziców jak i od samego świata (pamiętam jak moją niechęć do prasowania spowodowało oparzenie się żelazkiem)
Dodatkowo rodzice potrafią dolać oliwy do ognia swoim „widzisz, mówiliśmy ci, trzeba było słuchać starszych”.
Generalnie oczywiście proces oswajania się dziecka z granicami świata fizycznego i społecznego jest jak najbardziej pozytywny, jednak jak to się często zdarza – zbędne skutki uboczne (zwłaszcza po dezaktualizacji statusu i wiedzy dziecka) niezmiernie utrudniają życie gdyż są zbyt zgeneralizowane i zautomatyzowane (o absurdach poszczególnych granic poniżej).
Na poziomie kolektywnym warto zauważyć, że od setek lat byliśmy gatunkiem niezwykle hierarchicznym, a łamanie zasad owej hierarchii kończyło się niejednokrotnie śmiercią. Zakładając, że nasze możliwości poznawcze są ograniczone, a błędy w ocenie sytuacji są nieuniknione – z dwojga złego lepsze dla średniowiecznego giermka była niepotrzebna rezygnacja z jakiegoś możliwego do uzyskania dla niego dobra – niż sięgnięcie po coś, co przeznaczone było dla rycerza i w efekcie skończenie swojego, i tak dość krótkiego, życia.
To wyjaśnia, czemu ten program działa na oślep i nastawiony jest raczej na unikanie szkód.
Jednak cele, które zarówno dla małych, niedopasowanych społecznie dzieci – jak i do będących w fatalnym położeniu chłopów, niewolników i służących były osiągane przez takowe programy – nie są najczęściej spełniane. Dorośli mają bowiem większą wiedzę na temat świata niż dzieci, a kary za błędną ocenę sytuacji nie są tak surowe jak w przypadku niewolników.
I tu najważniejsze – p r z e k o n a n i e o n i e z a s ł u g i w a n i u m o ż e b y ć z u p e ł n i e s p r z e c z n e z p r z e k o n a n i e m, k t ó r e m a s i ę n a w i e r z c h u i w k t ó r e s i ę w i e r z y – czyli z tzw procesem pierwotnym, procesem z którym się identyfikujemy.
W istocie świadome przekonanie o niezasługiwaniu po pierwsze jest rzadkością (mamy kulturę tak przepełnioną pychą, że samo takie przekonanie u wielu osób wywołuje wstyd), po drugie najczęściej będzie też o wiele bardziej zgodne z prawdą. Osoba, która świadomie stwierdza coś takiego (o ile nie ma zaburzeń osobowości) przeważnie chociaż pobieżnie przebada daną sprawę. Przeważnie też (i paradoksalnie może być to duży plus) nie próbuje osiągać celu na który nie zasługuje – nie traci więc czasu, energii, pieniędzy, zasobów.
Zdecydowanie częściej występuje konflikt wewnętrzny między procesem pierwotnym a wtórnym. Widoczne jest to na przykład na przykładzie PUA – społeczności uwodzicieli. Gdyby powiedzieć im, że uważają, że nie zasługują na relację z piękną kobietą, popukaliby się zapewne w czoło. Całe ich nastawienie oparte jest na postawie „zasługuję na wszystkie kobiety” czy nawet „to one mają się o mnie starać”. To jest więc proces pierwotny owej społeczności.
Jednocześnie zjawiskiem niebywale powszechnym jest kontrastujący z taką postawą lęk przed podejściem do owej kobiety, który przecież nie powinien występować!
Po prostu pewne części takiej osoby (i to takie do których osoba najczęściej nie będzie się chciała przyznać) nadal uważają, że osoba nie zasługuje na ową relację – i informuje go o tym metodami ze średniowiecza. To jest właśnie proces wtórny.
Ponieważ w dodatku większość osób nie ma pojęcia o możliwości posiadania dwóch sprzecznych przekonań jednocześnie i takowych konfliktach – nie skonfrontuje się z procesem wtórnym, cały czas myśląc że naprawdę w całości wierzą w przekonanie na wierzchu. I cały czas próbują pokonać stres, nie widząc, że tworzą go siecią swoich wypartych przekonań.
Takich sytuacji występuje całe mnóstwo. Schemat często jest podobny*: osoba stwierdza w procesie pierwotnym, że zasługuje na X (często pod wpływem nacisku, namowy innych) i zabiera się do wykonywania działań (lub choćby planowania ich). Jednocześnie, inna część cały czas sabotuje owo działania, chcąc uchronić osobę przed sięganiem do „za wysokich progów”**. Oczywiście chęć ochrony to jedynie pewien sposób interpretacji tego zjawiska. Innym będzie bardziej behawioralna interpretacja – system uwarunkowań tak mocno trzymający osobę w programie „nie zasługuje” że zmiana byłaby wręcz niekomfortowa. Dlatego podprogowo osoba będzie unikać takich bodźców. A efekt samospełniającej się przepowiedni dodatkowo wzmocni program.
Sabotaż wykonywany przez proces wtórny może wyglądać na różne sposoby. Najbardziej racjonalnym jest tzw. „myślenie mniejszymi kategoriami”, popularne wśród osób zajmujących się inteligencją finansową (najczęściej niestety uważają to jako jedyny problem). Ktoś kto ma przekonania pozwalające mu zarabiać np. 3 tys miesięcznie będzie stosował strategie adekwatne do tego poziomu, nawet jeśli marzy (i uważa w pierwotnym procesie że na to zasługuje) o 10 tys złotych.
Wiele innych mechanizmów jest jednak o wiele bardziej podstępna i trudniejsza do zauważenia i skorygowania. Bardzo często (jak we wspomnianym przykładzie z uwodzicielami, często przy wystąpieniach publicznych) będzie to silny stres.
Innym mechanizmem jest konfuzja, totalny brak koncentracji i krótkotrwałe obniżenie sprawności intelektualnej ograniczone tylko do tej sfery, które przechodzi natychmiast po skoncentrowaniu się na innej, normalnej dla użytkownika sferze.
Często będzie to nieadekwatne działanie – zwłaszcza wybór innej, rzekomo potrzebnej na ten moment rzeczy, i mnóstwo racjonalizacji, które przykrywają dyskomfort.
Oczywiście powszechna jest też ogromna niechęć w chwili, gdy należy się zabrać za to działanie – potoczny brak motywacji.
Zaawansowany sabotaż własnych działań jest również spotykany- osobiście pamiętam moment, gdy kiedyś uczestnikom tak spodobało się jedno z moich szkoleń, że zupełnie niespodziewanie wykupili kilka coachingów, które zrobiłem im zaraz po szkoleniu. I tak oto, nie mając zupełnie tego w planie, stałem z całkiem sporą sumką pieniędzy. Czułem się wówczas z tym tak dziwnie, że ulgę i powrót do normalnego stanu dało mi dopiero wydanie kilkuset złotych w sklepach na artykuły czwartej potrzeby – po których kwota stopniała do sumy, na która już „zasługiwałem”.
Poznałem też kogoś, kto robił tak na o wiele większa skalę – zyskiwał spory majątek na giełdzie, a następnie tak sabotował swoje działania, że niemal wszystko tracił – i tak kilkukrotnie.
Czasem pojawia się znieczulenie – osoby, które były przekonane o niezasługiwaniu na seks z kobietą czuły się podczas niego jakby nie dział się on naprawdę, odczuwały znieczulenie i obsesyjnie bały się, że to się już nie powtórzy (mimo dosłownie setek przeczących temu doświadczeń). Generalnie miały wrażenie, jakby nie były w tym miejscu tak naprawdę – lub jakby scena była nierealna.
Można zaobserwować także mnóstwo psychosomatycznych tricków, aż po choroby włącznie [pracowałem z osobą, która chorowała zawsze, gdy miała wyjechać na (jakżeby inaczej – „niezasłużone”) wakacje] czy okresową bezpłodność.
W najdziwniejszym przypadku z którym pracowałem osoba dosłownie traciła umiejętność czytania gdy zabierała się za materiał na którego przyswojenie „nie zasługuje”, jednocześnie umiała czytać zarówno przed jak i po inne materiały.
Krótko mówiąc – jeśli chcesz (właściwiej byłoby zapytać – wydaje Ci się że chcesz) coś zrobić – a obserwujesz u siebie opisane wyżej objawy – jest spora szansa, że jesteś również w owym programie. Nie musi oczywiście tak być – istnieją również inne powody.
Jednak warto się wtedy szczerze zapytać siebie – czy na pewno na to zasługuję? Wsłuchać się w odpowiedzieć i zobaczyć, czy jest ona w 100% spójna. Często twierdząca odpowiedź będzie po prostu nie do końca czysta (a tu już niezbędny jest zmysł samoobserwacji) i tak można zdemaskować proces wtórny.
Ponieważ owe przekonania są wzięte z przeszłości (kluczem będzie tu oczywiście model świata wdrukowywany w dzieciństwie) – kryteria będą zupełnie absurdalne i totalnie nieadekwatne do rzeczywistości. Znając wiele przykładów tego programu o różnych osób można nieźle zadziwić się działaniem ludzkiego umysłu.
Interesujący jest zwłaszcza fakt, że program może nie zezwalać na naprawdę proste rzeczy, podczas gdy jego użytkownik umie sporo rzeczy o wiele obiektywnie trudniejszych.
Osobiście nie miałem problemu, by spójnie wierzyć, że jestem w stanie dobrze zarabiać na swojej pasji pracując przy tym dość niewiele, że czasem będę w stanie radzić sobie z ciężkimi przypadkami przy których kilku psychologów i psychiatrów nie było w stanie wiele zdziałać. Nie miałem problemu, by wierzyć, że zasługuję na związek z piękną kobietą czy na to, by być nauczycielem dla sporej grupy, również starszych ode mnie i bogatszych osób.
To, z czym miałem problem to… latanie samolotem. Jedna z moich części uważała, że jest to zbyt luksusowe. Ponieważ wbiła sobie do głowy ten pogląd ponad 20 lat temu, kiedy faktycznie było tak nieco bardziej, a z całej rodziny pamiętałem jedną wyjątkowa okazję, kiedy trzeba było jechać po kogoś na lotnisko – niespecjalnie docierał do niej fakt, że dziś za kilkadziesiąt złotych można lecieć na drugi koniec Europy. Część wiedziała swoje – dlatego miałem totalnie obniżoną koncentrację gdy miałem zarezerwować bilet (w końcu nie dałem rady i poprosiłem koleżankę) a następnie czułem się znieczulony, kiedy jednak na przekór programowi siedziałem już w samolocie. Wtedy dopiero zlokalizowałem u siebie ten program.
Dość zabawnie wyglądała ta kwestia z finansami. Wiedziałem, że zasługuję na pieniądze, które w opinii społecznej są dość duże. Za każdym razem jednak, gdy przekraczałem pewien próg oddzielający mnie od „bardzo duże” – czułem się z tym tak dziwnie, że dość szybko tą nadwyżkę traciłem (i wtedy pojawiał się komfort!) Szczególnie pamiętam wspomnianą sytuację z coachingami po szkoleniu.
Pamiętam też batalie ze sobą a propos stawki, którą powinienem pobierać za godzinę spotkania. I póki nie przerobiłem owego schematu – nie byłem w stanie podnieść jej o 10 zł – ponieważ wtedy byłoby to zbyt drogo (a nie zasługuję na to, by moje usługi były tak luksusowe) – natomiast zostanie przy owej kwocie 10 zł mniejszej nie sprawiało mi najmniejszego dyskomfortu. Jak widać 10 zł może stanowić gigantyczną różnicę w poczuciu własnej wartości.
Z interesującego sposobu stawiania granic zdałem sobie sprawę, gdy miałem pójść do banku, by wykonać przelew, którym chciałem opłacić swoje pierwsze zagraniczne szkolenie (a przynajmniej tak mi się wydawało, potem przypomniałem sobie, że już przecież byłem na szkoleniu za granicą… ale „tylko” w Czechach!) i nie mogłem się przez kilkadziesiąt minut zmobilizować do wyjścia, znajdując coraz to nowe rzeczy do zrobienia.
Gdy zauważyłem, że jest to dość podejrzane – zapytałem, która moja część nie chce iść do banku. Zrozumiałem wtedy, że chodzi o bycie międzynarodowym trenerem – na co oczywiście wtedy „nie zasługiwałem”. Przezabawny był fakt, że granicą, po której zostawało się międzynarodowym trenerem nie było a) podjęcie decyzji o szkoleniu b)zgłoszenie i korespondencja mailowa czy też c) faktyczny moment wpłaty pieniędzy d)kupienie biletów lotniczych e) faktycznie rozpoczęcie szkolenia f) nawiązanie współpracy z ową zagraniczną firmą (!!!).
Nie, granicą był magiczny moment wyjścia z domu do banku!
Co do międzynarodowości traktowanej jako wyższy poziom, przeżyłem lekkie zaskoczenie, gdy znajoma trenerka zdradziła mi, że ona osobiście nie miałaby żadnego problemu, by zostać trenerem za granicą – natomiast „nie zasługuje” na bycie polską trenerką i robienie kariery w ojczyźnie (co oczywiście dla mnie było dość proste).
Lekkie, bo do tego czasu pracowałem już z pewną ilością osób, które miewały tak absurdalne kryteria podziału na co „zasługują”, a na co „nie zasługują” – że naprawdę potrzeba wymyślić coś ciekawego by mnie obecnie naprawdę zadziwić.
Poznałem kobiety, które tak przyzwyczaiły się, że nie mają pieniędzy, że „nie zasługiwały” nawet na zasiłek macierzyński z ZUSU (który przecież prawnie im przysługuje). Znam takie, które mając paroletnie dzieci nadal nie czują się matkami, bo to „zbyt ważna rola” (oczywiście schemat wzięty z uległości wobec własnej matki). Znam ludzi, którzy zdali jakiś egzamin, lecz dziedzina do których on ich uprawnia to dla nich za wysokie progi. Poznałem takie osoby, które nie mogły przeczytać specjalistycznego tekstu, a po wyjaśnieniu im, że to nic wielkiego i że to kwestia znajomości słownictwa, skupiły się na nim i czytały go bez problemu. Osoby, które potrafiły i nieźle zarobić i mieć wyższe wykształcenie – ale „nie zasługiwać” na mieszkanie w stolicy. Osoby, które potrafiły robić karierę za granicą ale uważać, że nie zasługują na posiadanie dziecka. I osoby, dla których dziecko wprawdzie jest standardem, ale nie zasługują na wyższe wykształcenie (mimo tego, że na studia potrafili się dostać ze świetny wynikiem).
To, czy dany kontekst jest tym, na który się zasługuje – zależy w dużej mierze od dość przypadkowych kotwic wdrukowanych we wczesnych latach i każdy przypadek warto wyśledzić indywidualnie. Są ludzie dla których pewne kwoty pieniędzy są nieosiągalne, są tacy którzy traktują pieniądze zupełnie naturalnie, mają za to problemy z umówieniem się z płcią przeciwną. Jedni nie zasługują na miłość, tylko na dobry seks, inni na dobry seks nie zasługują, choć bliskie relacje pełne miłości są dla nich standardem. Jedni nie zasługują na szamańskie doświadczenia i wizje, inni uważają to za banał, nie zasługują za to na to, by ojciec ich docenił.
To wszystko to bajki. Pomijając naprawdę nieistotnie statystycznie przypadki, zasługujesz na wszystko, do czego odpowiednio się przyłożysz. Koniec kropka. Jeśli stać cię na bilet samolotowy – to znaczy, że na lot zasługujesz, niezależnie od nieaktualnych, towarzyszących temu uczuć.
Co można zrobić z wiedzą z tego artykułu?
Zbadaj te obszary swojego życia które nie działają pod kątem tego filtra. Oczywiście nie wpadaj w skrajność i nie zakładaj, że wszystko ma przyczynę w tym schemacie (chyba że jesteś rzadkim przypadkiem).
Przyznaj się, że możesz mieć takie części (to ważny element bo „nie zasługuję” jest najczęściej w naszej kulturze wyparte). Proces socjalizacji nie zachodził najczęściej zbyt miło, a pod kątem wychowywania dzieci nadal dopiero wychodzimy ze średniowiecza. Dlatego kilkadziesiąt procent osób źle się czuje mając przed sobą słuchającą publiczność i dlatego w przeróżnych obszarach życia nasz system emocjonalny daje nam absurdalny sygnał „to za wysokie progi dla ciebie”. Zbadaj, czy jest tak w rzeczywistości – czy rzeczywiście nie masz podstaw by sięgać po ową rzecz.
Z najprostszych sposobów – zapytaj choćby innej, postronnej osoby (a najlepiej kilku) czy faktycznie nie zasługujesz i nie wypieraj, nie zaprzeczaj odpowiedzi. Robią tak czasem kobiety pytające o ocenę swego wyglądu własnych partnerów i nie biorące ich zdania pod uwagę.
Samo zrozumienie, skąd brała się ta absurdalna niechęć i jak ten schemat został wdrukowany potrafi dać dużo więcej wolności w danej sprawie. Jeśli to nie pomoże, warto użyć psychologicznych narzędzi, by całkowicie pozbyć się nieaktualnego oprogramowania. Solidne przepracowanie sobie jakiejś kwestii wywoływało u ww. osób totalną zmianę podejścia do tematu i nagle drobne szczegóły przestały im przeszkadzać w wykonywaniu działania.
Oczywiście całkowite wyeliminowanie całego tego schematu wymaga dłuższej pracy z poczuciem wartości i własnym ego.
• *Inny podobny, gdzie nie zasługiwanie jest wyparte to udawanie przed samym sobą, że się nie chce/nie potrzebuje czegoś osiągnąć.
• **Nie wszystkie problemy z motywacją i autosabotażem są spowodowane przekonaniem o nie zasługiwaniu. Wiele ma zgoła przeciwną przyczynę .
24.06.2012