Molestowanie gwiazdy
Opublikowano: 01.07.2010
W grudniu miałem okazję spędzić parę dni w dość bliskim towarzystwie Stanislava Grofa i po raz kolejny, choć pierwszy raz tak bardzo świadomie, zetknąłem się ze zjawiskiem, które nazwałem kiedyś roboczo “molestowaniem gwiazdy”. Dawniej sam byłem w tym zanurzony, potem zacząłem wewnętrznie rosnąć, a dopiero ostatnio zobaczyłem całość z dystansu.
Kiedy ktoś ma silną osobowość, staje się obiektem projekcji. Ludzie widzą w nim ojca, mistrza, silnego kolegę ze szkoły, kogoś kto weźmie za nich odpowiedzialność za życie. Gdy ktoś jest gwiazdą, staje się obiektem zbiorowej projekcji. Mało kto ma kontakt z jego człowieczeństwem, większość podąża za silnym wizerunkiem i dopasowuje go do układanki w swojej głowie.
To sprawia, że chcieliby, aby gwiazda zaspokoiła jakieś potrzeby, których nie zaspokoiły różne osoby z przeszłości. Jedni chcą uznania, inni uwagi, jeszcze inni miłości lub bezpieczeństwa. Ponieważ tak długo czekały na zaspokojenie owych potrzeb, często wyłączają im się hamulce. I niczym małe dzieci robią wszystko, by zaspokoić potrzebę niezależnie od okoliczności.
Jedni zadają pytania tylko po to, by popisać się wiedzą. Inni, mimo kolejki stojącej za nimi po wspólne zdjęcie lub autograf na książce, zaczynają się zwierzać ze swoich problemów i przeciągają rozmowę przez pół godziny. Inni zaczepiają gwiazdę gdy on nakłada sobie kotleta w stołówce, i tarasując mu drogę nie pozwalają dojść do stolika, jednocześnie zaczynając opowiadać, gdzie byli rok temu na wakacjach. Wszystkich łączy kilka rzeczy – nie mówią do osoby, tylko do obrazu. I nie są w tożsamości Dorosłego, tylko Dziecka.
Sam będąc nieraz (choć nieporównywalnie rzadziej niż gwiazdy światowego formatu) obiektem projekcji uczestników szkoleń pamiętam to dziwne uczucie, gdy ktoś do mnie mówi przez wiele minut, a ja nie czuję z nim żadnego kontaktu, bo wiem, że on nie mówi do mnie, nie interesują go moje reakcje, tylko odgrywa w swojej głowie scenę z autorytetem. Pamiętam jak to jest, gdy ktoś zadaje mi pytanie i nie słucha odpowiedzi, bo interesowała go jedynie rozmowa z pewnym obiektem, który dał mu uwagę.
Była to jedna z największych lekcji oduczających dążenia do bycia gwiazdą. Zrozumiałem z jak wielką liczbą ludzi straciłbym wtedy kontakt w zamian za przynoszący niewielkie korzyści status.
Patrząc dziś na takie osoby uczę się akceptować to, że kiedyś zachowywałem się podobnie. I że jest to tak powszechna część u każdego z nas.
Kiedy spotkasz kogoś, kogo uważasz za wyjątkowy autorytet przyjrzyj się świadomie swojemu zachowaniu. Czy nie zachowujesz się wtedy czasem jak dziecko spragnione relacji? Obawiające się, co będzie jak autorytet skrytykuje?
A może jak nastolatek, który sztucznie się buntuje i udaje, że autorytet nie ma na niego wpływu?
Jaką potrzebę chcesz tak naprawdę zaspokoić?
Nawet gdy sporo pracowałeś nad sobą, to często dopiero spotkanie z wielkimi autorytetami (podobnie jak z rodzicami :)) wyciąga na wierzch nasze największe cienie.